niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 59

- Panno Julie nie mam zbyt dobrych wiadomości.. - moje serce zamarło...
- Coś nie tak z dzieckiem? - zapytałam
- Niestety po dokładnym zbadaniu, mogę stwierdzić, że mogą wystąpić pewne komplikacje podczas porodu. Mogą, ale nie muszą,  więc proszę się nie denerwować. Zalecam niezwłocznie przyjęcie do szpitala i aż do czasu porodu musi być pani pod stała opieką.
- Ale jakie komplikacje?! - wypytywałam dalej
- Może się zdarzyć, że będzie pani musiała wybierać pomiędzy panią, a dzieckiem. - momentalnie miałam łzy w oczach,  nie byłam wstanie nic powiedzieć.
- Na prawdę, bardzo mi przykro. - lekarz wpisał mi skierowanie do szpitala i wyszliśmy z przychodni. Od razu jak wsiadłam do samochodu to się rozpłakałam.
- Julie, uspokój się, będzie dobrze zobaczysz kochanie. Oddychaj spokojnie i na razie o tym nie myśl.
- Ok. - odpowiedziałam krótko i skupiłam się na powolnym oddychaniu.
Gdy dojechaliśmy do szpitala od razu dostałam pokój i zaczęli mi robić różne badania. Bardzo się boję. Z niecierpliwością czekałam na wyniki. Felix pojechał po moje rzeczy. W tym czasie przyjechali moi rodzice oraz Abby z Oscarem i cała reszta. Wszyscy stali przy mnie. W końcu wrócił Fel, a krótko po nim do pokoju wszedł lekarz i wyprosił wszystkich oprócz mojego narzeczonego.
 - Panno Julie, musimy wiedzieć kogo mamy ratować, gdyby coś poszło nie tak.
- Oczywiście, że dziecko.  - odpowiedziałam
- Co?  Julie, nie. Nie mogę cię stracić. - Fel chwycił mnie za rękę.
- Już podjęłam decyzję, ratujemy dziecko.
- Dobrze. - lekarz zapisał coś na kartce i wyszedł.
- Przecież możemy mieć jeszcze dużo dzieci.
- Felix, nie przekonasz mnie. - zauważyłam jego załzawione oczy.
- Muszę się przewietrzyć. - powiedział i opuścił pokój. Dla mnie to szczególnie nie była łatwa decyzja, ale chce ratować moje dziecko. Położyłam rękę na brzuchu i poczułam delikatne kopanie.
- Kocham cię skarbie.  - powiedziałam lekko się nachylając.

*2 tygodnie później, Felix*

Przez te kilka dni próbowałem namówić Julie na zmianę decyzji, ale ona się uparła.  A jeśli coś pójdzie nie tak i ją stracę? Te myśli krążyły mi po głowie. Cały czas siedzę w szpitalu i liczę, że nie usłyszę złych wiadomości. Julie właśnie od kilku godzin leży na sali porodowej. Ja niestety nie mogę być z nią. Wszyscy siedzą jak na igłach.
- Felix, może jedź do domu odpocznij. W razie co jakby się coś działo zadzwonimy do ciebie. - stwierdziła Abby.
- Nie, zostaje tutaj. - nawet na nią nie spojrzałem
- Panie Sandman ? - usłyszałem głos lekarza.
- Tak? - zerwałem się z miejsca.
- Ma pan śliczną córeczkę. Podczas porodu wszystko poszło dobrze, ale narzeczona musi leżeć w śpiączce, bo jest osłabiona. Pierwsze 24h będą decydowały o wszystkim. - zamarłem.
- Mogę ja zobaczyć?
- Zapraszam. - podążałem za nim. Weszliśmy do sali gdzie leżała Julie podłączona do urządzenia pokazującego jej bicie serca. Obok niej w łóżeczku leżała nasza córeczka. Smacznie sobie spała.
- Musimy wsiąść małą na badania.
- Dobrze rozumiem. - usiadłem na krześle obok narzeczonej i chwyciłem jej rękę.
- Julie proszę cię  nie odchodź. Jesteś silną kobietą.Walcz. Masz dla kogo. Masz mnie, naszą córeczkę, która miała być chłopcem - lekko się zaśmiałem, rodzinę i przyjaciół. Julie błagam cie.. nie zostawiaj mnie z tym wszystkim. Nie poradzę siebie bez ciebie.. - skończyłem i oparłem głowę o nasze splecione ręce. Nagle urządzenie zaczęło wariować i piszczeć... zacząłem panikować... nie wiedziałem co mam robić.
- Doktorze !!!! Coś się dzieje z moją Julie.. !!! Doktorze !!!!!!! - krzyczałem na cały szpital. Gdy lekarz się pojawił od razu wyrzucił mnie z sali. Cały personel się zbiegł i natychmiast przewozili moja narzeczona gdzieś indziej. Nic nie mogłem zrobić.
- Boże Felix co się dzieje!  - zapytała zdenerwowana mama Julie
- Ja.. Ja nie wiem.. - usiadłem na podłodze i zakryłem twarz rękoma.... Minęło już sporo czasu, a ja nadal nie wiedziałem co się dzieje. Chodziłem bez celu po korytarzu i po różnych piętrach. Nawet tego nie zauważając znalazłem się na oddziale dziecięcym. Na drzwiach były imiona dzieci. Na jednych nie było. Wszedłem, oczywiście pielęgniarka będąca w środku miała z tym problem, ale od razu poznałem, że te małe dzieciątko, to moja córka.
- Proszę wyjść.
- Ja jestem tatą.- odezwałem się
- No to dobrze,  chce pan wziąć córkę na ręce? 
- Mogę? 
- Oczywiście. - chwilę potem miałem już mała na rękach.
- Poda mi pan imię dziecka?
- Felie. 
- Dziękuję. Trzeba ją teraz położyć.
- Dobrze. - powiedziałem i delikatnie odłożyłem mała Felie do łóżeczka i wyszedłem z pokoju.
- Felix!  - zobaczyłem przed sobą Abby miała załzawione oczy. Spodziewałem się najgorszego..

*******************************************************
Hej wszystkim ! ♥ Jak w szkole ? xd Mam nadzieje, że u was wszystko ok ;) Życzę miłej niedzieli ! I zapraszam na epilog za niedługo ♥
~ Julia ☺

3 komentarze:

  1. Boski rozdział ale taki smutny :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze boski ♥ Tylko proszę, niech Julie przeżyje :/ Czytając miałam łzy w oczach :'( Piszecie najlepiej <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny a zarazem smutny rozdział :( mam nadzieje, że Julie przeżyje.. Czekam z nie cierpliwością! :)♥

    OdpowiedzUsuń